Nie jestem jakąś ogromną fanką drewnianego pajacyka, któremu wydłużał się nos gdy kłamał. Jest kilka innych opowieści z dzieciństwa, które darzę większą estymą niż Pinokia. Nad piękną edytorsko perełką, przetłumaczoną na podstawie pierwszego włoskiego wydania powieści przez Jarosława Mikołajewskiego oraz zilustrowaną przez Roberto Innocentiego, trudno się jednak nie pochylić. Książka znalazła się w moich rękach równolegle z moją toskańską podróżą i okazała się być fantastycznym wstępem do niej. Proszę spojrzeć na ilustracje. Każda z nich mogłaby być osobnym obrazem, który czerpie z tego włoskiego rejonu detale, światło czy charakterystyczne widoki. Nawet takie drobiazgi jak inicjały potrafią w cudowny sposób zaskoczyć. Trudno mi porównywać poprzednie tłumaczenia tekstu, bo zwyczajnie ich nie pamiętam. To wydaje się być pewnym rodzajem zabawy literackiej. Bywa poetycko, bywa dowcipnie i bywa niemożliwie dydaktycznie. Zakładam, że te dwie pierwsze cechy wynikają z tłumaczenia, trzecią uznaję za cechę oryginału. Sądzę, że warto przy omawianiu tej lektury sięgnąć po to wydanie. Zdaję sobie sprawę, że nauczyciele z racji ceny książki korzystają z wcześniejszych opracowań, ale to taki cymesik, który warto dzieciom pokazać chociażby tylko ze względu na ilustracje.
A kto to taki ten Pinokio? – spytał pajacyk, strugając wariata.
Nie ufaj chłopcze, tym, co obiecują, że w pół dnia się wzbogacisz. Na ogół mówią tak tylko wariaci albo oszuści!
Kiedy potem ci biedni oszukani chłopcy, bawiąc się bez przerwy, a nigdy nie ucząc, stawali się stadem osłów, wówczas on wesoły jak skowronek, brał ich w posiadanie i woził na jarmarki i targi na sprzedaż. W ten sposób w kilka lat zarobił mnóstwo pieniędzy i stał się milionerem.
Collodi Carlo. Pinokio. Historia pajacyka.Media Rodzina, 2011
Tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski
Ilustracje: Roberto Innocenti