To kolejna książka (Jessica Bruder: „Nomadland. W drodze za pracą”, J.D. Vance: „Elegia dla bidoków”), którą przeczytałam i która obala amerykański mit. To ponad sześćset stron emocjonalnej huśtawki. Historia, która porusza i nie daje o sobie zapomnieć. Zdecydowanie jedna z ważniejszych tegorocznych lektur.
Jej bohater to chłopak, który od początku ma „pod górkę”. Rodzi go nastoletnia dziewczyna, ojciec nie żyje, mieszka w przyczepie, trafia mu się kiepski ojczym, przechodzi gehennę rodzin zastępczych, a to dopiero początek jego dzieciństwa i dorastania. Zasadniczo dorośli zawodzą na całej linii. Niewiele jest postaci, które są dla niego wsparciem. Sam wspomina dwa okresy w życiu, które stanowiły namiastkę „normalności”. To chwile, kiedy będąc dzieckiem, niewidzialnym kokonem otulają go sąsiedzi i początek liceum, kiedy zaprzyjaźnia się z „przyszywaną” siostrą i odnosi sukcesy w sporcie.
Demon, mimo tak traumatycznych losów, jest chłopakiem, który budzi nie tylko współczucie, ale ogrom sympatii. Trudno nie polubić go za determinację, „kręgosłup moralny”, chociaż jego życie nie daje mu wiele możliwości wyborów, a te których dokonuje nie zawsze są najlepsze.
Chłopak nie żyje w próżni i to opowieść o całym pokoleniu, a nawet pokoleniach ludzi spod Appalachów. Mieszkających na wsiach, które zaanektowały duże przedsiębiorstwa ( kopalnie) dając ich mieszkańcom na chwilę ułudę stabilizacji. Po czym ich świat ulega całkowitej rekonstrukcji, a pokłosiem tego są pokolenia alkoholików i narkomanów. O tym drugim problemie jest zresztą w książce naprawdę wiele. Pewnie w tym co piszę, jest nieco uproszczeń, ale chodzi o to, że bycie mieszkańcem tych okolic nie jest trampoliną do lepszego życia. Równocześnie Demon i inni bohaterowie niechętnie zmieniają wieś na miasto. Z wszystkimi wadami małych społeczności świadomość, że można zostawić otwarty dom oraz kluczyki w stacyjce auta daje tym ludziom poczucie wspólnoty.
Książkę można potraktować jako opowieść o niedoli chłopca z socjologicznymi obserwacjami oraz dygresjami równościowymi. Może to być historia dziecka, któremu dorośli zgotowali piekło, a pomoc społeczna okazała się być całkowicie niewydolna. Można ją również odczytać jak przypowieść o chłopaku, który pomimo bycia na samym dnie ma moc podnoszenia się i trwania.
Napisane jest to świetnie. Nie ma w tej historii, chociaż dość obszerna, zbędnych fragmentów, a język jest żywy. Mam wrażenie, że fantastyczną robotę wykonała tłumaczka Kaja Gucio. Powieść otrzymała Pulitzera i tym razem trudno nie zgodzić się z wyborem jurorów.
Kingsolver Barbara. Demon Copperhead. Filia, 2023
Tłumaczenie: Kaja Gucio