Książka pełna wspomnień z dzieciństwa i to tych najlepszych. Pani Barbara Gawryluk postawiła sobie ambitne zadanie napisania o kilkudziesięciu ilustratorach i ilustratorkach monografii, która nieco przybliży nam artystów. Miała mocno utrudnione zadanie, ponieważ najczęściej jej rozmówcami byli bliscy twórców, a nie oni sami.
Ja pomimo kilku uwag do lektury jestem zadowolona, że ten trud został podjęty. I to z kilku powodów. Zazwyczaj ilustratorki i ilustratorzy nie są nawet wymieniani na stronie tytułowej książki. Wszyscy uważamy, za oczywiste, że ilustracja jest integralną częścią książki dla dzieci, a stosunkowo rzadko potrafimy przypisać twarz i nazwisko twórcy do jego pracy. To zadanie autorce, chyba się udało dość dobrze. Ja byłam dociekliwa i książki każdego z ilustratorów wyłuskałam z księgozbioru domowego i bibliotecznego. To już samo w sobie było świetną przygodą i pozwalało też na przyjrzenie się ilustracjom nie na stosunkowo niewielkiej karcie książki, ale ich bardziej uważne obejrzenie w miejscu docelowym. Potwierdziło się, że artyzm tych rysunków, drzeworytów broni się nawet pomimo kiepskiej jakości papieru czy farb. Inna historia, że ja pewnie nie do końca jestem obiektywna, bo za większością tych prac rzeczywiście stoją moje dziecięce emocje.
Książka ta pozwoliła również na refleksje innego rodzaju. W większości kobiecych biografii w tej lekturze powtarzał się jeden motyw. Praca tych pań była najczęściej dopełnieniem ich życia domowego. Malowały pomiędzy praniem a robieniem obiadu, a często też były partnerkami twórców, którzy byli skupieni na swojej „karierze”. Równocześnie wyłania się obraz artystów o dość podobnych życiorysach i podobnej filozofii tworzenia dla dzieci. Mały czytelnik był traktowany przez twórców z najwyższym pietyzmem a ich prace miały pomóc „lepiej zrozumieć tekst, polubić książkę i czytanie”. Nie bez przyczyny twórcy z tego okresu uznani zostali za klasyków, a polska ilustracja święciła triumfy na całym świecie. Ten czas, w którym ważne były artystyczne walory ilustracji skończył się paradoksalnie wraz z obaleniem komuny i wolnorynkowym zalaniem rynku „Disneyem”. To cezura u większości artystów. Smutne jest to, że część z nich musiała pozbyć się większości swoich prac, by móc egzystować.
Dla porządku i ku pamięci wymienię nazwiska bohaterek i bohaterów, którzy rządzili naszą wyobraźnią i snami tworząc przepiękne ilustracje. Kolejność nie jest przypadkowa, tak pojawiają się w Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów: Maria Orłowska-Gabryś, Hanna Czajkowska, Ewa Salamon, Olga Siemaszko, Leonia Janecka, Elżbieta Gaudasińska, Danuta Konwicka, Janina Krzemińska, Krystyna Michałowska, Bożena Truchanowska, Teresa Wilbik, Jan Marcin Szancer, Jerzy Srokowski, Kazimierz Mikulski, Adam Kilian, Janusz Grabiański, Zdzisław Witwicki, Zbigniew Rychlicki, Mirosław Pokora, Janusz Stanny, Antoni Boratyński, Józef Wilkoń, Mieczysław Piotrowski, Bohdan Butenko.
Ilustracja, ilustrowana okładka jest dla mnie ważnym pierwiastkiem każdej książki. Kiedyś ilustracje umieszczane w średniowiecznych inkunabułach nazywano iluminacjami. Iluminacja pochodzi od słowa illuminare – rozświetlać. Niektóre ilustracje są właśnie takimi światłami, które uzupełniają tekst i oświecają naszą wyobraźnię. Bardzo mi się podoba takie myślenie o ilustracji. (Adam Kilian)
Swoją pracą nieustannie podkreślałem absolutnie wyjątkową rolę sztuki w kształtowaniu młodych charakterów, podkreślałem twórczy wkład w realizację pięknego ideału – prawa do szczęśliwego dzieciństwa. (Zbigniew Rychlicki)
Gawryluk Barbara. Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów. Marginesy, 2019