Najpierw mój wzrok w bibliotece przykuł kamper na okładce książki, a ponieważ moim niezrealizowanym marzeniem jest właśnie taki sposób podróżowania, to od lat gromadzę literaturę na ten temat. Są to zazwyczaj opowieści „korpoludków”, którzy porzucili etat, by realizować się w inny sposób. Te książki są zazwyczaj bardzo ciekawe, krzepiące i zawierające sporo praktycznej wiedzy. Tym razem jednak trafiłam na reportaż, który zwalił mnie z nóg i totalnie odciął od świata na kilka dni.
Przemierzałam przez tydzień razem z Andrzejem i Elą spory kawałek Europy oraz Azji i jestem pod ogromnym wrażeniem ich wyprawy. Po pierwsze porwali się na coś niebywałego, szczególnie ich afgański fragment podróży to prawie film sensacyjny, po drugie ta książka to kompendium wiedzy o mijanych miejscach i po trzecie ludzie spotkani na szlaku.
Autorzy piszą, że „mamy niesamowite szczęście do ludzi w tej podróży. Przecież w codziennym życiu zdarza się, że chemia nie działa, że toksyczność relacji wyczuwa się po pierwszych słowach, spojrzeniach, uściśnięciu ręki. Tymczasem kolejny raz po zaledwie dwóch wspólnie spędzonych dniach rozmowy się kleją, kontakt jest świetny, a rozstanie wzruszające”. I to nie jest faktycznie jednorazowa historia. Sądzę, że wynika to z otwartości autorów i bohaterów „Kamperem do Kabulu”. Przemieszczają się przez kraje, gdzie podobno mieszkają najbardziej gościnni ludzie, ale to nie jest chyba taki prosty algorytm. Andrzej Meller jest dziennikarzem i w większości miejsc, do których dociera z żoną już był. Wspomina to z nostalgią i opisuje zmiany jakie zaszły. To kolejny walor tej opowieści. Erudycja autora poparta doświadczeniem sprawia, że dowiadujemy się mnóstwa informacji „przy okazji” spotkań i wydarzeń, które się toczą.
Dzieje się zresztą mnóstwo. Okazało się, że Mellerowie nie demonizują środka transportu. Daje im sporą niezależność, ale wiąże się również z dużym stresem. Szczególnie kręte górskie drogi, jakich niemało, wzbudzają wiele emocji. Ela kiepsko je znosi. Para wybrała się, jak się okazało samochodem dość niezawodnym, ale bez klimatyzacji. To także było sporym wyzwaniem. Największymi jednak sprawdzianami są miejsca z całkowicie inną kulturą i religią. Ja po tej wspólnej „wycieczce” „zafiksowałam” się na Iranie. Właśnie obejrzałam świetny dokument BBC o tym kraju, ściągnęłam z półki książkę Artura Orzecha i „zamieszkałam” w Internecie. Generalnie czytanie tej opowieści trwało tak długo, bo śledzenie na mapie trasy, doczytywanie i wszystko dookoła to była kolejna fantastyczna wyprawa.
Jestem totalnie na bakier z geopolityką obszaru, po którym autorzy się przemieszczają. Informacje „przemycanie” w trakcie pobytu na hipisowskim szlaku to taka pigułka wiedzy podana w atrakcyjnej formie. Opowieść jest bardzo współczesna, bo Andrzej Meller dopisuje rozdział o losach bohaterów i zmianach w odwiedzanych krajach.
Z kart tej relacji wyłania się ciekawa para zaintrygowana ludzmi i światem. Z chęcią z nimi bym się zaprzyjaźniła. Ich wrażliwość, postrzeganie rzeczywistości są mi bliskie i pewnie też dlatego ta książka okazała się tak ważna i nie wiem czy nie najważniejsza w tym roku. Jeśli zastanawiacie się co sobie lub bliskim kupić pod choinkę, to już wiecie. Ja jestem zafascynowana autorami i ich podróżą.
Meller Andrzej. Meller Eleonora. Kamperem do Kabulu. Hipisowskim szlakiem przez Turcję, Gruzję, Armenię, Iran, Afganistan. Znak, 2022