Zanim napiszę o książce muszę się przyznać, że myśląc o jej bohaterze, a w zasadzie uogólniając, o himalaistach, nie do końca rozumiem sport, który dla nich jest sposobem na życie. Podziwiam pasję, zaangażowanie, siłę i fizyczną i psychiczną, ale ważąc na szali koszty z tym związane mój racjonalizm krzyczy: o co chodzi? I pewnie ten lekki sceptycyzm odwiódł by mnie od lektury wspomnień Adama Bieleckiego, gdyby nie spotkanie z himalaistą. Dla mnie wyjątkowe. Bohater zaczarował prawie pięciuset osobową widownię oraz oczywiście i mnie. Jego bezpośredniość, brak autokreacji i fantastyczna opowieść, czasem puentowana tragedią, czasem rozładowująca napięcie salwami śmiechu (zdjęcie kolegów z smart fonami) rozbroiły chyba wszystkich. Dowodem niech będą owacje na stojąco po spotkaniu, jakby nie było autorskim! Książkę jej bohater napisał z dziennikarzem Dominikiem Szczepańskim. Dla mnie poza wartką historią, lektura przyniosła mi sporo wiedzy o wspinaniu. Momentami była lekko chaotyczna, ale zakładam, że wynikało to z tego, że być może jest to zapis rozmów pana Adama z współautorem, a one rządzą się nieco innymi prawami. Najważniejsze jest jednak to, że i książka i spotkanie to opis drogi jaką pokonał mały chłopiec realizując swoje marzenia. Czasem było pod górkę, w tym wypadku nawet dosłownie, czasem następowały gwałtowne zwroty akcji. No ale i piękne finały. Scenariusz napisało życie pełne pasji, spełnione choć niełatwe. Generalnie i z książki i z spotkania wyłania się obraz mądrego, poukładanego chłopaka, z którym warto się zaprzyjaźnić. Oby takie ikony były wzorem do naśladowania dla tych najmłodszych. Panie Adamie ja Panu życzę tylu zejść ile wejść, nie tylko w górach.
Bielecki Adam, Szczepański Dominik. Spod zamarzniętych powiek. Agora, 2017